Gomoła: Chcę przetrzeć szlaki generacji Z. To moja misja
W marcu "Nowa Trybuna Opolska" ujawniła zapis rozmowy, w czasie której poseł Adam Gomoła nakłaniał swojego rozmówcę do wpłaty 20 tysięcy złotych na konto firmy szefowej sztabu w zamian za pierwsze miejsce na liście wyborczej do sejmiku regionu. Miał to być sposób na ominięcie limitów finansowania kampanii. Skandal z udziałem najmłodszego parlamentarzysty spotkał się z bardzo szybką reakcją jego ugrupowania. Tego samego dnia Zarząd Krajowy Polski 2050 Szymon Hołowni podjął decyzję o wykluczeniu Gomoły z partii. Sprawą zajęła się również prokuratura.
Teraz polityk tłumaczy się w rozmowie z Onetem. "Wchodząc do tego świata, wiedziałem, że to nie będzie łatwe zmierzyć się z wszystkimi tajnikami, ze wszystkimi chwytami, które tam będą funkcjonowały. Wiedziałem, że być może właśnie sam będę obrzucony błotem, żeby wyglądać tak jak oni. I dokładnie tak się stało. Natomiast moja misja, czyli żeby nawet własnym kosztem przetrzeć szlaki generacji Z, jest teraz jeszcze bardziej aktualna" – przekonuje Gomoła, który przez pierwsze tygodnie pracy w Sejmie promował się jako "najmłodszy poseł kadencji".
Gomoła: Nie można mnie zniszczyć
Parlamentarzysta zapewnia, że jest niewinny. "Dziś czuję, że patrzą na mnie miliony młodych osób i zadają sobie dwa pytania. Po pierwsze, czy ten chłopak coś przeskrobał? A po drugie: czy jeżeli nie, to czy to znaczy, że w świecie polskiej polityki można każdego zniszczyć? Z całą stanowczością mówię: jestem niewinny. Nic z tych rzeczy, które mi się zarzuca, nie są prawdziwe. I nie, nie można mnie zniszczyć, nie można wobec nikogo takich metod stosować. Teraz mam do przeprowadzenia szczegółowe dochodzenie, żeby pokazać wszystkim, jak było naprawdę" – podkreśla.
Dalej Adam Gomoła ujawnia, kim jest mężczyzna, z którym rozmawia na ujawnionych nagraniach. Jak mówi, postrzegał go jako przyjaciela. "To Andrzej Małkiewicz, wieloletni samorządowiec ziemi krapkowickiej" – wskazuje. "Najprawdopodobniej nagranie było przedmiotem politycznego targu, który zakończył się tym, że przedstawiciel mojej konkurencji zdobył to nagranie i wykorzystał je w takim momencie, w którym było to dla niego najbardziej opłacalne" – dodaje Gomoła.